- No, to znaczy że zadziałało!

palnika.
Morris odłamał kawałek ciastka.
– Dziękuję. – Usiadła, starając się uspokoić napięte jak postronki
wybitnych talentów kulinarnych, jednak potrafi przygotować proste
- Pracujesz w tę w sobotę? - zapytał stawiając
pomieszczenia. Zamknęła oczy i wciągnęła powietrze w płuca. –
pognały ku niemu, przekrzykując się nawzajem. Jednak on ledwo na
nauczycielce jabłko, które dołożyła mu do drugiego
ruchu. Otrzymała już imię: Serabi. Kelly się uparła, bo
i ważyła tylko dwa tysiące osiemset gramów, ale miała mocne i
-Niedobrze, że cię dotknąłem.
nie widzę.
Tak... Tak... Czekam z niecierpliwością. Do zobaczenia, Olly. – Theo
– Możliwe – bąknęła.
https://fashionistki/carolyn-bessette-ikona-stylu-lat-90/

krzywdzi moich przyjaciół.

Otarła łzy z policzków. Tak, matka na pewno zerwała z Billym i
Jack posadził ją na brzegu wanny. W szafce znalazł
się Tomem.
Odnośnik do załączonych źródeł: https://hydra17.nazwa.pl/zrodla.pdf

-Tak?

- Jestem - powiedział. - Mów.
opatrunkami tak, by przytrzymać razem krawędzie rany Na to położył
- Wiem o tym doskonale. Żaden problem.
piękna zośka

Pytanie było proste i nieskomplikowane, ale wyraz

sposób, by nie tracić jej z oczu. Dotychczas nigdy nie stanowiła
- Wczorajszej nocy?
- W domku gościnnym. Zbudujemy go... tutaj... - Wskazał ręką mostek. Za nim po drugiej stronie strumyka był dół. T. John pociągnął długi łyk piwa z puszki. - Jest pan pewien, że nie powinna wrócić do szpitala? - Będzie dobrze - uciął Brig. - Mama ciężko przeżyła stratę Chase’a, ale wierzy, że go zobaczy w przyszłym życiu. Poza tym, kiedy Buddy wyjdzie ze szpitala, będzie musiała się nim opiekować. - Miał chłopak szczęście. Wszyscy mieliśmy. - Cassidy uśmiechnęła się do Briga. - Dzięki Bogu. - Podrapał się w brodę. - Mama chce być też blisko Reksa, bo Dena go zostawiła. Cassidy przeczesała palcami włosy. - Moja matka była przekonana, że Rex miał romans z Angie. - Jezu... - Wielu ludzi tak myślało - przyznał Brig. - On twierdzi, że nigdy jej nie dotknął, a Sunny mu wierzy. Cassidy wpatrywała się w odległe wzgórza. Do tej pory nie zdołała uporządkować swoich uczuć. Dziwnie było myśleć o rozwodzie rodziców, chociaż wiedziała, że ich małżeństwo nigdy nie było zbudowane na trwałej opoce. Miała tylko nadzieję, że od kiedy dusza Angie spoczywa w spokoju, oni będą szczęśliwsi. - Nie sądzę, żeby tata kiedykolwiek tknął Angie. Przynajmniej nic takiego nie pamiętam. Tata ją kochał, owszem, ale jego jedyną prawdziwą miłością była Lucretia. Po prostu czasem zlewała mu się w jedną całość z Angie, ale nie do tego stopnia, żeby... - Nawet nie potrafiła tego wypowiedzieć. Kazirodztwo. Coś wstrętnego. Gdyby tak się sta-ło, to na pewno by wiedziała. Ale przecież nie domyśliła się, co łączyło Derricka i Angie. Ale Rex wiedział. Kiedy ich romans okazał się prawdą, stary Buchanan niemal przypłacił to życiem. Na szczęście Sunny pomogła mu przez to przejść. Na myśl o przyrodnim bracie i Angie, Cassidy poczuła mdłości i musiała szybko napić się herbaty. Teraz, kiedy była w ciąży, jej żołądek często chciał się pozbyć swojej zawartości. Zauważyła, że obaj mężczyźni się jej przypatrują, czekając, żeby powiedziała coś więcej. - Tata... On był, jak każdy mężczyzna w tym mieście, prawie zakochany w Angie. - Nie każdy mężczyzna - przypomniał jej Brig, uśmiechając się szelmowsko. - W porządku. Nie każdy, ale większość. Nieważne. Mama jest o wiele szczęśliwsza w Palm Springs - z daleka od skandalu i z dala od plotek. Tam nikt nie wie, co się stało. Brig mrugnął do żony porozumiewawczo. - Chyba się bała, że moja mama ją przeklnie. - Oj, ty! - Cassidy skrzywiła się, ale wybuchnęła śmiechem. Zastępca szeryfa też uśmiechnął się szeroko. - Naprawdę nie winię Deny. Sunny jest inna i... cóż, ten jej dar... - Może się przydać następnemu szeryfowi, jeżeli się nauczy z nią współpracować, a nie działać przeciwko niej - stwierdził Brig. - Hm. - T. John wypił resztę piwa i zgniótł puszkę w dłoni. - Zastanowię się nad tym. - Proszę nie zapomnieć. - Jasne. - Pomachał ręką i poszedł. Brig przyglądał się kasecie i czekom. Samochód Wilsona wyjechał z podwórka. Brig mrugnął do żony. Był dumny że w końcu nosi jego nazwisko. Pani McKenzie, żona Briga. Cassidy dotknęła brzucha. Już wybrali imiona. Jeżeli urodzi się chłopiec będzie się nazywał Chase William McKenzie i czasami będą na niego wołać Buddy. Jeżeli będą mieli córkę, też pewnie będą nazywać ją Buddy. Tylko tak mogą odwdzięczyć się Buddy’emu za to, że uratował Brigowi życie. Przeżyli wiele bólu, ale teraz czeka ich szczęśliwe życie. Cassidy wpatrywała się w figlarne oczy męża. Nie mogła pozwolić, żeby gnębił ją żal. Poczuła, że kąciki jej ust unoszą się do góry. - Wiesz, wpadłem na niesamowity pomysł. - Brig przyciągnął ją delikatnie do siebie. - Tak? - spojrzała na niego złotymi oczami, które wiele lat temu zawładnęły jego duszą. - Niebezpieczny? - Oczywiście. - Czy trzeba się do tego rozbierać? - Zdecydowanie. - Wziął ją za rękę i wprowadził do koryta strumyka Lost Dog, gdzie wiele lat temu prawie utopił się Buddy. Teraz, późną jesienią, płynęła tu zaledwie strużka wody. Brig zgarnął nogą trochę suchych liści i patyków na błotnisty brzeg, a potem uklęknął. Z łobuzerskim błyskiem w oku położył czeki i kasetę wideo na przygotowanym stosie. Polał je płynem do zapalniczki. - Co robisz? - Pozbywam się śmieci. - Pstryknął zapalniczką i patrzył, jak stos zajmuje się płomieniem. Małe płomyki syczały i trzaskały, pożerając czeki. Papier i drewno poszły z dymem. Kaseta wideo stopiła się od gorąca. Potwornie śmierdziało. Brig zdeptał nogą popiół i ogień szybko zgasł. Koniec. Wreszcie. Czuł ból z powodu Chase’a, z powodu lat straconych na Alasce, ale wreszcie był w domu. Z Cassidy. Tu, gdzie jego miejsce. Na zawsze. Ogromny ciężar spadł mu z serca. Wstał i zaborczo objął Cassidy w pasie.
garam masala airoli